poniedziałek, 24 marca 2014

24.03.2014r.

O rany! Jak ja dawno tu nie pisałam! Ale jakoś czuję, że muszę dzisiaj coś stworzyć. Akurat wypadło na post.
Zdałam sobie sprawę, że wpadłam w poważne uzależnienie... Nie żartuję! Jestem książkoholikiem. To w sumie nie do końca takie śmieszne. Wiedziałam, że coś jest na rzeczy już dawno, ale dopiero dzisiaj zrozumiałam swoje stadium.
Takie tam przeświadczenie: "Po co kupować jedzenie, skoro można kupować książki".

Jakby na to nie patrzeć, martwię się o mój zasób pieniędzy, ale z drugiej strony... może schudnę O_o
Nie no tak serio, to dzięki moim inwestycją w moją jak na razie jedyną, prawdziwą miłość, moje kieszonkowe wyparowały jak kamfora. Szukam w prawdzie jakiegoś źródła dochodów, ale marnie mi idzie.
Dobra, lecę, "Zbutntowana" mnie wzywa
!
Peace, C.

niedziela, 2 marca 2014

02.03.2014r.

Dotąd nie zdawałam sobie sprawy z jednej rzeczy. Aż do momentu, w którym od ponownego powrotu do szarej rzeczywistości dzieli mnie zaledwie 16 godzin, nie wiedziałam jak bardzo boje się tej całej chorej sytuacji. Pociesza mnie jedynie fakt, że jest parę osób, już nie mówię w klasie, a ogólnie w szkole, z którymi mogę porozmawiać. Prawie wszyscy moi przyjaciele chodzą do innych szkół. Słucham jak dziewczyny z mojej klasy spotykają się razem albo umawiają na wspólne wypady na miasto. Nie wiem jak się wtedy zachować. No bo co mam niby zrobić? Nie włączę się do rozmowy, bo to by było dziwne. Nie będę komentować wydarzenia, w którym nie będę brać udziału i do którego nie powinnam się wtrącać, bo nikt mnie tam nie chce. To nie ma sensu. Sens nadaje temu wszystkiemu fakt, że wraz z wyjściem z tej nieszczęsnej placówki masowego mordu osobistości, mam przed sobą wiele możliwości. Wcale nie muszę wracać z bandą znajomych ze szkoły, którzy tak naprawdę mają mnie w prawie tak głębokim poważaniu jak ja ich (oczywiście istnieją wyjątki). Mogę iść na drugi koniec miasta po jedną przyjaciółkę bądź w zupełnie inne miejsce po drugą, albo iść do mojej ulubionej księgarni, która otrzymała większość moich ostatnich pieniędzy. Mogę też zwyczajnie wrócić do domu i nie przejmować się tym, wiedząc w duchu, że jednak mnie to uderza. Kolejnym pocieszeniem jest to, że mam teraz masę znajomych, którzy są wiele więcej warci niż te liczne fałszywe znajomości wynikające z chęci otrzymania ode mnie 'czegoś' co było niby więcej warte niż sama ja. Nie wiem jak można kogoś... a nie jednak wiem, że można kogoś porównać do przedmiotu. Nie mówię, że jestem jakoś wybitnie miła, uprzejma etc. Ale jeśli ktoś jest dla mnie miły, to ja robię to samo. Aż przypomniała mi się rozmowa z moim znajomym. Nigdy mi nie ubliżył, a gdyby to zrobił to bym nawet zrozumiała, bo za miła dla niego nie jestem, ale w gruncie rzeczy jeśli chodzi o coś ważnego, gdyby się mnie ktoś spytał czy tak na poważnie go lubię, to stwierdziłabym, że jest więcej warty od kolesia któremu przez 2 lata nie nawrzucałam tyle ile jemu przez parę miesięcy znajomości, w czym przez ten czas spotkaliśmy się może z 5 razy. Sęk w tym, że ostatnio poznałam masę nowych osób, każdy się od siebie różni i każdy ma w sobie coś za co go cenię, ale będąc szczerą, chłopaki przechodzą u mnie przez pryzmat jednego wydarzenia, którego nie mogę zapomnieć. Za każdym razem, gdy któryś staje przede mną przypomina mi się, że jest z tego samego 'gatunku' co ten frajer co mi to zrobił. Zdaję sobie sprawę, że wina nie leży tylko po jego stronie i próbowałam to sobie poukładać, ale każdy kto poznaje tą historię, a jest tych osób bardzo mało uważa, że obwiniając siebie za to wszystko robię sobie samej krzywdę. A przynajmniej ja tak odbieram ich słowa. Nie wiem do czego porównać tą sytuację, ale wiem jedno. Nigdy więcej nie chce czegoś takiego przeżywać. I nie mogę powiedzieć, że nie życzyłabym tego najgorszemu wrogowi, bo tak nie jest. Jemu życzyłabym czegoś takiego. Niech sam to przeżyje. A jak będzie miał gorzej? Trudno, zasłużył. Zostanie mi wtedy tylko zrobienie popcornu.